Sivan – Hard-rock.pl

Recenzja albumu "Sivan" ze strony Hard Rock by Guitarrizer.

Skawalker - Sivan

Debiut Skawalkera, choć nadzwyczaj udany jak na polskie warunki w tamtym czasie, odnosi raczej umiarkowany sukces. Lider formacji na szczęście wyciąga odpowiednie wnioski i próbuje coś zmienić, by kolejny krążek był lepszy. Moim zdaniem zmiany wychodzą płycie na dobre i Sivan uważam za szczytowe osiagnięcie Skawińskiego. Oczywiście ktoś może polemizować i wskazywać późniejsze dokonania O.N.A., ale to już nieco inna stylistyka grania.

Grzegorz Skawiński zdawał sobie sprawę, że najsłabszym ogniwem w brzmieniu zespołu był jego głos. Głosu zmienić sie nie da, no chyba że przy pomocy jakichś efektów w studiu – to jednak mało naturalne, więc grupa rozpoczyna poszukiwania innego wokalisty. Miał nim zostać Artur Gadowski z IRY, lecz jego zespół akurat był wtedy u szczytu popularności i nic z tego nie wyszło. Na okres około sześciu miesięcy w 1993 r. dołączył do składu Tomek Lipnicki i z nim muzycy zagrali około 20 koncertów, różnice w poglądach co do stylu gry były jednak zbyt duże i Lipnicki pożegnał się z ekipą Grzegorza. Śpiewać miał też Piotrz Grzegorczyk z Huntera, również wyszły z tego przysłowiowe nici i finalnie obstawa mikrofonu nie zmieniła się, Skawiński dalej dzierżył „sitko”. Spróbowano innych zmian, mianowicie zadbano o większą różnorodność materiału i był to strzał w dziesiatkę. Sivan z 1994 r. wydaje się być albumem dużo dojrzalszym od wszystkiego, co Grzegorz Skawiński zrobił do tej pory. Kompozycje są jakby bogatsze aranżacyjnie czy klimatycznie, pojawiają się motywy orientalne, hard rock przeplata się z blues rockiem, nie brakuje typowo polskich ballad, ogólnie też słychać, że w muzyce jest więcej czucia. Płytę rozpoczyna kapitalny numer Długa Podróż – Sivan. Podobno inspiracji do jego powstania dostarczył pobyt Grzegorza i Waldemara w Maroku, jeszcze w czasie, gdy grali razem w Kombi. Słuchali wtedy dużo arabskiej muzyki i jej wpływy są w utworze słyszalne. Co do samego tytułu, to Sivan miało oznaczać porę w roku księżycowym, która wypadała na przełomie maja i czerwca – taka ciekawostka. Kompozycja w każdym bądź razie posiada swój klimat i jest jedną z moich ulubionych na tym wydawnictwie. Nawet głos Grzegorza mi tu absolutnie nie przeszkadza, a ciężkie gitary wpisane w cały klimat po prostu urzekają. Na pozycji drugiej mamy Tylko Ja I Ty Mamy Teraz Swój Czas, balladę, jakie zwykłem nazywać „polskimi”. Chodzi o charaterystyczne brzmienie i aranżacje, które właśnie najczęściej słychać w nagraniach polskich wykonawców, a jakie są dla odmiany rzadkie u artystów z innych krajów. Tak więc odnajdziemy pewne podobieństwa do pościelowek IRYHey i tym podobnych grup. Piosenka jest OK, ale ja zawsze czekam na to słynne przyspieszenie i wyostrzenie przed solówką, no i na samo solo, które jest zacną przyprawą do głównego dania. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego, ale jest to jedna z moich ulubionych solówek granych przez Skawińskiego. Dalej ze swym charakterystycznym, funkującym rytmem następuje Zły Znak. Ścieżka ta jest tak specyficzna, że od zawsze kojarzy mi się ona ze stylem gry Skawy. Musiał powstać w jakiś naturalny sposób, bo podobne rytmy muzyk będzie prezentował i w późniejszej twórczości O.N.A.. Idealnie w klimat nagrania wpasował się Tkaczyk, w ogóle praca sekcji jest tu godna podziwu. Gdyby Ktoś to propozycja dla amatorów akustycznego setu. Bardzo fajna ballada, moim zdaniem znacznie lepsza od „Tylko Ja I Ty…”. Nie ma tu wprawdzie żadnej wspaniałej solowki, ale powiedzmy sobie szczerze, w takich kawałkach jak ten solówki są zbędne. Ten numer można ze sobą zabrać na biwak i słuchać go przy ognisku. Na Zawsze Razem to znów coś nastrojowego. Przeplatają się tutaj epickie klawisze, bluesujące gitary i coś z klimatów country. Co ciekawe, jest to nagranie instrumentalne, chociaż słuchacz mimowolnie czeka na wejście wokalisty, które zwyczajnie nie następuje. Taka zmyłka taktyczna. Kolejnym świetnym utworem jest 18.09.70. Tytuł nawiązuje do daty śmierci Jimiego Hendrixa i jest hołdem dla tego nieprzeciętnego gitarzysty. Oczywiście w brzmieniu słychać nawiązania do stylu Jimiego, ale i Skawa dołożył do tego co nieco od siebie. Ocal Tę Miłość to mieszanka stylistyczna, gdzie najwięcej udziela się funku i bluesa. Mieszanka bardzo udana, choć nie bardzo pasuje mi tu barwa głosu Grzegorza, która jakoś zupełnie nie przeszkadzała mi w kilku wcześniejszych ścieżkach. Specyficzny wokal wymaga specyficznych kompozycji. Miłośników nastrojowego grania zainteresuje Woda I Ogień. Piękna ballada z mocniejszymi momentami i bluesującą solówką. Jedynym słaby ogniwem jest głos wokalisty, jednak już po kilku odsłuchaniach da się ten mankament ignorować. Nadzieja Na Świt to powrót do bardziej drapieżnych, hard rockowych dźwięków. Więcej amerykańskości w graniu i trudno uwierzyć, że coś takiego powstało w Polsce. Gdyby słowa leciały po angielsku, piosenka bez zbędnych kompleksów mogłaby pójść w świat… Skawa chyba często oglądał fazy ksieżyca, bo oto serwuje nam kolejną część ze swych słynnych, malowniczych, muzycznych pejzaży – Moonlight III. Klimat zachowany – trzeba będzie kiedyś posłuchać tego utworu koniecznie późnym wieczorem i wpatrując się w księżyc. Listę nagrań zamyka nowa wersja Raz Na Całe Życie, która podoba mi się dużo bardziej, niż pierwotne wykonawnie z solowej płyty Skawińskiego. Bardzo „radiowe” granie.

Płyta zdobyła uznanie w branżowej prasie, wspomina sie o niej w różnych rankingach, choćby w magazynie „Gitara i Bas” plasuje się na pierwszej pozycji w kategorii „płyta rockowa”, dwie piosenki z krążka trafiają nawet do telewizyjnej Listy Przebojów. To wszystko nie ma jednak większego wpływu na sprzedaż albumu. Pod tym względem będzie znacznie lepiej, gdy do kapeli dołączy klawiszowiec i wokalistka, a zespoł zmieni nazwę na O.N.A.

Powyższa recenzja ukazała się na stronie Hard-Rock.pl by Guitarrizer