Redakcja zamówiła u mnie napisanie tekstu o grupie O.N.A. i zrecenzowanie ich najnowszego krążka. Początkowo uznałem ten pomysł za kompletny absurd. Jednak, gdy wysłuchałem ich premierowego materiału doszedłem do wniosku, że pasuje on na łamy metalowego magazynu.
Od swojego powstania zespół jest w Polsce ostoją rocka. Żadna inna grupa legitymująca się tak wysoką pozycją na rynku nie gra aż tak niekomercyjnych dźwięków. Tym razem Chylińska, Skawiński i reszta postanowili pójść jeszcze dalej. W erze elektronicznej pracy nad muzyką zdecydowali się na bardzo naturalne brzmienie. Jest w ich graniu dużo przestrzeni i głębi. Sekcja prezentuje się klasycznie, „czysto”. Do tego dochodzi świeża i ponad miarę sprawna gitara Skawy oraz niezbyt wylewne klawisze.
Muzycy proponują słuchaczom normalną rockową jazdę. Kawałki mają swoją siłę. W niektórych z nich prostymi środkami grupie udało się stworzyć subtelny, tajemny klimat („Szkoda by było”). Czasami numery brzmią bardziej awangardowo („Moje zło”). W kilku utworach pobrzmiewają dźwięki końca wieku. W ten sposób O.N.A. daje nam odczuć, że nieobce jej są techniczne nowinki. Pokazuje jednak ich właściwe miejsce — są głęboko ukryte w tle lub co najwyżej pojawiają się jako drobny element na pierwszym planie.
Ortodoksyjnym fanom metalu proponuję zacząć słuchanie od kawałków „Rozbieraj Mnie”, „Pieprz” i „Duży Kac”. Potem powinni poznać całą resztę, bo jest tego warta.
Krzysztof Kowalewicz
Recenzja zamieszczona w portalu Onet Muzyka – Źródło